Olga Sobolewska
Najbiedniejsi uczniowie mogą liczyć na wsparcie od MEN przy zakupie podręczników i mundurków. Niestety, nie wszyscy je dostaną. Wszystko przez zbyt późno podpisane rozporządzenie
Blisko 1,5 mln dzieci może w nowym roku szkolnym liczyć na finansowe wsparcie od państwa. Dotacje będą przyznawane najuboższym - czyli tym, w rodzinach których dochód na osobę nie przekracza netto 351 zł. Uczniowie zerówek i klas I-III mogą liczyć na dotację do podręczników szkolnych (od 70 do 170 zł) - resort szacuje, że będzie to blisko 500 tys. dzieci. Będą także zwracane pieniądze za zakup mundurków szkolnych (50 zł) - to dotyczyć może nawet miliona uczniów podstawówek i gimnazjów. MEN chce zacząć rozdzielać pieniądze już w lipcu. Może się jednak okazać, że nie trafią one do wszystkich, którym przysługują.
Dlaczego? Odpowiednie rozporządzenie Rady Ministrów zostało przyjęte 20 czerwca - zaledwie dwa dni przed końcem roku szkolnego. I chociaż odpowiednie dokumenty - jak zapewniają kuratoria - były rozsyłane do samorządów priorytetem, dyrektorzy placówek zaczęli je dostawać dopiero w tym tygodniu - kiedy klasy opustoszały z dzieci, a nauczyciele powoli wybierają się na wakacje. - To bardzo niefortunny moment. Są wakacje, z uczniami i ich rodzicami nie mamy kontaktu - mówi Helena Jurgielewicz, wicedyrektorka Szkoły Podstawowej nr 34 w Białymstoku.
Tymczasem czas nagli - resort już wkrótce będzie przyznawał pierwsze środki. Żeby je uzyskać, rodzic musi złożyć w szkole odpowiedni wniosek oraz - w przypadku dofinansowania podręczników - zaświadczenie o zarobkach lub dokumenty z opieki społecznej. W niektórych gminach szkoły mogą składać wnioski tylko do 6 lipca. - Czasu jest niewiele - i dla nas, i dla rodziców - podkreśla Helena Jurgielewicz. - Na razie będziemy do nich wydzwaniać. A do tych, z którymi się nie zdołamy skontaktować, wyślemy informacje na piśmie.
Nauczyciele, choć działają pod presją czasu, wiedzą, kogo szukać - korzystają z list uczniów, którzy otrzymują pomoc socjalną. Niestety, często są to dzieci pochodzące z rodzin patologicznych. - Chłopczyk, o którym wiem, że przysługuje mu pomoc od ministerstwa, wyjechał już na ufundowane przez miasto kolonie. Tymczasem jego matka gdzieś zniknęła. Nie wiem, jak ją powiadomić - żali się pedagog z podwarszawskiej podstawówki.
Samorządowcy też są zdezorientowani. - Wielu dyrektorów nie wie, że czekamy na te dane - mówi Łucja Orzechowska z departamentu edukacji, kultury i sportu w Białymstoku. - Dlatego poprosiliśmy kuratorium, by pomogło nam w przekazaniu informacji do wszystkich szkół - dodaje. Władze miast twierdzą, że wyjściem z sytuacji jest stworzenie orientacyjnej listy dzieci, którym przysługuje dotacja, a wnioski od rodziców będą uzupełniane w miarę napływania. Nie ukrywają jednak, że wszystko zależy od dobrej woli i sprawnej pracy nauczycieli i dyrektorów szkół. Ci nie kryją rozżalenia. - W poprzednich latach wytyczne dostawałam pod koniec maja i miałam miesiąc, żeby skontaktować się z rodzicami i przygotować dokumentację - mówi pedagog szkolny. - Teraz zamiast pojechać na wakacje, wychodzę z siebie, żeby wszyscy rodzice dowiedzieli się o ulgach. To nie jest fair.
Źródło: Metro
|