Współpraca związkowców z samorządowcami wygląda różnie. Nie dziwią więc emocje obydwu stron podczas dwudniowego szkolenia zorganizowanego u schyłku wakacji przez Zarząd Okręgu Pomorskiego ZNP
Do samorządów wystosowano prawie trzydzieści zaproszeń. Kto z nich skorzystał? Nie było niespodzianką pojawienie się Ewy Łowkiel, wiceprezydenta Gdyni odpowiedzialnej za sprawy oświaty, Reginy Biełousow, dyrektora Wydziału Edukacji miasta Gdańska, czy Krystyny Pajury, wicemarszałka Sejmiku Wojewódzkiego, z którymi związkowcy z okręgu nie tylko rozmawiają, ale i dogadują się na co dzień.
– Przyzwyczailiśmy się do wysokiego poziomu dyskusji na najwyższych samorządowych szczeblach – podkreślała Elżbieta Markowska, prezes okręgu. – Ich temperatura bywa niekiedy wysoka, ale kłopoty zdarzają się raczej w gminach.
Na gdańskie spotkanie stawiło się kilkunastu wójtów i burmistrzów. I nikt nie kwestionował ani obowiązku, ani potrzeby współpracy. Otwarte pozostawały jednak pytania, jak to robić.
Pierwszym starciem były dyskusje w pięciu zespołach, odpowiadających rejonom działania Okręgu. Obydwie strony pamiętały, że spotkały się w celu wzajemnego poznania oczekiwań. Na początku bardziej dostało się stronie związkowej, która w ocenie samorządowców nie wykorzystuje w pełni swoich statutowych uprawnień. A powinna zacząć od wnikliwej analizy arkuszy organizacyjnych placówek jeszcze przed ich podpisaniem. Wójtowie przypominali też, że wszelkie uwagi do planów finansowych gmin na kolejny rok trzeba zgłaszać do 15 września roku poprzedzającego. Jeśli może to zrobić każdy obywatel, to tym bardziej ogniwo związku zawodowego.
– Z tym bywa różnie – mówił Jerzy Grabowski, wójt gminy Gardeja, argumentując, że kij ma dwa końce, a proca to nawet trzy. – Więc jeśli nie będziemy mówić o potrzebach, to nie doczekamy się nigdy ich realizacji i jeszcze nam się oberwie za brak aktywności. No i ważne sprawy nadal pozostaną niezałatwione.
Nie tylko wójt Grabowski, nawiasem mówiąc nauczyciel z zawodu, nie zgadza się z opinią prezentowaną przez niektórych samorządowców, przypisującą związkom zawodowym rolę hamulcowych. Rozmów to nie ułatwia, ale i związkowcy nie powinni zamykać się w granicach statutowych uprawnień, tylko wykazywać inicjatywę. Dlatego stwierdzenie jednego z prezesów, że nie jest zapraszany do gminy, Grabowski skwitował krótko, że to właśnie ten trzeci koniec procy – bez aktywności własnej nikt nas nie zauważy. Gdyby gmina Gardeja nie stanęła do konkursu o dotacje na termomodernizację placówek oświatowych, nigdy nie dostałaby norweskich pieniędzy z funduszy wspierających najmłodsze kraje Unii Europejskiej.
Adam Marciniak, wójt Człuchowa, przekonywał do większego otwarcia związkowców na problemy środowisk lokalnych. – Dysponujecie przecież dużym potencjałem intelektualnym – argumentował, dodając, że tylko samorządowiec samobójca zaryzykuje wejście w otwarty konflikt ze środowiskiem nauczycielskim gminy, bo albo skończy kadencję przed czasem, albo straci szanse na ponowny wybór. Świadomość tego powinna towarzyszyć obydwu stronom.
Inny problem to dysproporcje w dochodach gmin i związany z tym nierówny start młodzieży. Stąd apel samorządowców o wspólne starania o zwiększenie udziału budżetu centralnego w finansowaniu lokalnych potrzeb oświatowych.
Ewa Łowkiel podkreślała fakt, że rolą samorządu jest tworzenie właściwego klimatu współpracy. Swoboda wyrażania opinii przez nauczycieli bywa niekiedy hamowana wewnątrzszkolnymi zależnościami, np. obawą przed utratą pracy. Związkowców posiadających ochronę prawną raczej to nie dotyczy, więc mogą w imieniu kolegów rozmawiać z organami prowadzącymi placówki oświatowe na każdy temat. Muszą mieć jednak świadomość, że samorządowi zależy na edukacji i jej pracownikach.
Obowiązki wynikające z prawa to jedno, a życie drugie. Krzysztof Kosznik, członek zarządu Oddziału Żukowo, zauważył, że trzeba samemu robić wiele, żeby samorząd chciał rozmawiać. Jedną z metod jest prezentacja własnych związkowych pomysłów. No i odwaga w wyrażaniu stanowisk.
W każdym razie, w sytuacji gdy negocjacje regulaminów płacowych idą na początku jak po grudzie, związkowcy nie powinni tupać nogami, radził kolegom Franciszek Potulski. Mogą jednak, a nawet powinni zapytać, na jakiej podstawie prawnej sformułowany został sporny punkt. Warto też, jego zdaniem, przypominać samorządowcom, że funkcjonowanie Karty Nauczyciela leży w ich interesie. Dokument ten stanowi bowiem ważny punkt odniesienia i jest niczym innym jak standardem pracy nauczyciela.
Nie wystarczy znajomość prawa oświatowego obydwu stron, przdydaje się także dobra wola, o której nie wspomina żadna ustawa. Ciekawy przykład podawała Renata Stolicka, prezes Oddziału Nowa Wieś Lęborska. Tamtejszy wójt, Ryszard Witke bywa na posiedzeniach rad pedagogicznych i słucha co mają do powiedzenia nauczyciele. Dzięki temu potrafi sam, nieindagowany, zapytać, czy może potrzebne są godziny dla pedagoga szkolnego albo logopedy.
Wnioski płynące z gdańskiego spotkania sformułowane zostały wspólnie. Wynika z nich oczywista prawda o współdecydowaniu i współodpowiedzialności za lokalną oświatę. Obydwie strony powinny więc być otwarte na siebie wzajemnie, bo przecież mówią o tym samym, obracając się w obrębie tego samego prawa. Na tym polega partnerstwo. Tymczasem niekiedy samorządowcy szukają kruczków na związkowców, a związkowcy na samorządowców, co samą istotę współpracy skazuje na niebyt. Zdecydowanie lepsze dla nauczycieli i lokalnej oświaty efekty przynosi umiejętność poruszania się w gąszczu przepisów prawnych oraz jednolitej ich interpretacji. Tylko jak taką umiejętność kształtować?
W podsumowaniu spotkania przyjęty został wspólny wniosek: przy współpracy z gdańska filią OUPiS zorganizować szkolenie na temat negocjacji między innymi regulaminów płacowych, prawa oświatowego, samorządowego i związkowego. Jego uczestnikami powinni być także prawnicy obydwu stron, ale siedzący tym razem przy wspólnym stole. Ten pomysł wart jest chyba skopiowania przez ogniwa związkowe z innych regionów.
Maria Aulich
Renata Stolicka, prezes oddziału Nowa Wieś Lęborska:
– Kolegom z problemami w kontaktach z samorządem radzę zacząć od gestów dobrej woli, np. podziękowań za remont cieknącego dachu. Wiele to nie kosztuje, a wygląda ładnie. Przydaje się też babska metoda stosowana niekiedy przez panie wobec mężów – podrzucić temat i poczekać, aż partner sprzeda pomysł jako swój. Pamiętać też trzeba, aby najpierw dać coś z siebie, wtedy łatwiej przekonać do swoich racji.
Ewa Biernacka, prezes oddziału Gdynia:
– Wszelkie decyzje dotyczące oświaty podejmowane są z naszym udziałem. Nie spotkałam się z pominięciem Związku. Nasi przedstawiciele zapraszani są nawet na konkursy do placówek, w których nie ma ogniska. To dowód, że nasz głos się liczy.
Katarzyna Tabaka, inspektor ds. oświaty w gminie nowa Wieś Lęborska:
– Jak do tej pory nie był u nas praktykowany udział związkowców w pracach komisji rady gminy. Widząc potrzebę głosu doradczego pracowników oświaty, złożyłam taki wniosek i mam nadzieję, że uda mi się do niego przekonać samorząd. Przydałoby się stanowisko nauczycieli na przykład podczas wizji lokalnych w placówkach, po których rada gminy podjąć ma decyzje dotyczące remontów.
Jerzy Grabowski, wójt gminy Gardeja:
– ZNP ma tyle do powiedzenia, na ile sam zechce realizować swoje cele statutowe i uprawnienia wynikające z obowiązującego prawa. Jeśli w jego działalności coś mi przeszkadza, to tylko fakt, że się nie odmładza – to dotyczy jednak wyłącznie mentalności, a nie wieku metrykalnego działaczy.
Gabriela Bereżecka, prezes oddziału Słupsk:
– Związkowiec, aby przystąpić do rozmów na tematy oświatowe, musi znać swoje obowiązki wynikające z ustawy o związkach zawodowych oraz innych aktów prawnych. Poza tym niezbędna jest wiedza merytoryczna wynikająca z doświadczenia zawodowego. Ważna jest również osobowość i zdolność podejmowania decyzji oraz elastyczność w rozwiązywaniu problemów.
Źródło: www.glos.pl
|