|   Rozmowa z prof. Mirosławem Karwatem, politologiem z Uniwersytetu   Warszawskiego, 
 Głos Nauczycielski: Kto się boi strajku   nauczycieli?
 – W najbardziej kłopotliwej sytuacji jest rząd. Bo w   tym wypadku nie chodzi o konflikt między prywatnym przedsiębiorcą a załogą jego   zakładu. Rząd jest tu stroną sporu i to stwarza szczególną niedogodność dla   władzy. On nie może ustawić się korzystnie w roli mediatora, tylko musi otwarcie   odpowiedzieć na bardzo niewygodne pytania. Ten strajk jest takim wotum   nieufności dla rządu.
 
 Kłopotliwe dla władzy jest również to, że   27 maja będą strajkować akurat nauczyciele, a więc przedstawiciele najlepiej   wykształconej części społeczeństwa. Kiedy strajkują np. górnicy czy stoczniowcy,   rządzący zawsze mogą głosić, że ci ludzie nie dorośli do nowych czasów i nie   rozumieją, na czym polega nowoczesna gospodarka i dyscyplina budżetowa.
 – Ten rodzaj argumentacji, że są to ludzie otumanieni, kierowani przez   populistów, tym razem zawodzi. Ale pojawi się inna, związana z tym, że chodzi   przecież o zawód zaufania publicznego, zawód misyjny, z posłannictwem. Swoją   drogą warto zauważyć, że coraz więcej takich grup zawodowych wyraża swoje   niezadowolenie, nie strajkują jeszcze tylko duchowni, ale może doczekamy i tego.   W przypadku nauczycieli, tak jak było podczas strajku pielęgniarek, lekarzy i   celników, pewnie usłyszymy zarzuty partykularyzmu, egoizmu, łamania etosu   zawodowego. Można się domyślać, że w takim kierunku pójdzie kontrofensywa   propagandowa rządu i takie będą reakcje mediów, które są proliberalne i to tak   na oślep proliberalne.
 
 W ubiegłym roku strajk Związku   Nauczycielstwa Polskiego zbiegł się z ostrym konfliktem wielu grup społecznych z   ekipą Jarosława Kaczyńskiego i Romana Giertycha. Właściwie każdy przeciwnik tego   rządu był wtedy z nauczycielami. Natomiast tegoroczna akcja związku jest   postrzegana jako stricte ekonomiczna i socjalna. To jest nowa   sytuacja.
 – To jest faktycznie istotna różnica. Wtedy rządzący   lansowali model szkoły, który musiał zaniepokoić wszystkich oprócz zwolenników   nacjonalistyczno-autorytarnej orientacji. I strajk odbierany jako   przeciwstawienie się takiej polityce rządu, poniekąd musiał mieć szerokie   poparcie. Przy obecnym proteście pojawiają się inne akcenty. Na pewno wystąpi   element szantażu emocjonalnego, przeciwko strajkowi zostanie podniesiony   argument, że nauczyciel nie ma prawa opuścić uczniów, że to jest   nieodpowiedzialność.
 
 Reakcją władzy może być nie tylko   antyzwiązkowa ofensywa, ale próba wyciszenia protestu. Premier Tusk może np.   udawać, że nic się nie dzieje, a minister Hall będzie zapewniać, że świetnie   dogaduje się z ZNP.
 – Najbardziej prawdopodobny jest „wariant   wykrętny”, bo taki jest styl tego rządu i samego premiera. Ta ekipa unika   kłopotów, które mogłyby podważyć jej ciepły wizerunek. Jestem prawie gotów się   założyć, że skoro znany jest termin strajku, pan premier zaplanuje sobie wtedy   jakąś wizytę zagraniczną, na zasadzie: wy sobie strajkujcie, a ja odbywam   poważne rozmowy w jakimś poważnym kraju. Prawdopodobna jest taka taktyka   minister Hall, o której pan mówi. Ona już ją stosuje. Wśród możliwych reakcji   najmniej prawdopodobna jest jakaś demonstracja siły czy próba zastraszania, bo   to nie jest ten styl.
 Więcej w wydaniu papierowym Głosu Nauczycielskiego (nr   16).
   Źródło: www.znp.edu.pl   |